Słucham tego kawałka i wszystko się we mnie gotuje. Czuję jak krew szybciej pulsuje pod skórą, fala gorąca zalewa momentalnie i w ciągu kilku sekund czuję się prawie jak przed orgazmem.
Ten kawałek nie jest rewelacyjny, śpiewa tam Ewan McGregor (...), ale kurwa, jak słyszę te skrzypce, gitarę, wycie, orkiestrę, chrypę to mam ochotę zerwać z siebie ubranie i wyć do księżyca. A potem zatańczyć podniecające, pełne pasji i namiętności tango.
No wiem, że nie jestem normalna, no wiem. Ale co ja poradzę, że takie coś nakręca mnie jak małe, niebieskie pigułki.
El tango de Roxanne - Ewan McGregor, Jose Feliciano, Jacek Koman
Edit: Właśnie to przemyślałam. To chyba podnieca mnie ta muzyka symfoniczna (bo tak samo się czuję słuchając kawałka Run away nagranego przez Digit All Love).
Także, nie chodźcie ze mną lepiej na koncerty muzyki orkiestrowej, bo narobię wam obciachu, gdy w trakcie jakiegoś monumentalnego kawałka odpłynie mi krew z twarzy, a powędruje w zgoła inne miejsce.
Ha, wiem o czym piszesz. Odkąd go usłyszałam parę lat temu na stałe zagościł na mojej liście porywających kawałków. :)
OdpowiedzUsuń