niedziela, marca 22, 2009

Uganda welcome to!

Jestem rozczarowana moimi studiami. Właściwie to byłam nimi rozczarowana już po tygodniu bycia studentką, ale wszyscy wokoło mówili, żeby poczekać to na pewno wszystko się zmieni. I nie zmieniło się. Dalej czuję się rozczarowana, z każdym dniem coraz bardziej zdaję sobie sprawę jak wiele czasu marnuję tu na bezsensowne wkuwanie regułek, które niczemu nie służą. Z mojego punktu widzenia filologia polska jest jednym z najbardziej beznadziejnych kierunków na studiach. To studia dla czystej fantazji, nic się po nich nie ma(oprócz głowy nabitej teoriami poetyckimi, które dla nikogo nie mają najmniejszego znaczenia), a jedynym zawodem, który możesz po tym wykonywać jest Starszy Bułkowy w Mc Donaldzie.
Dlatego chciałabym znaleźć sobie jakieś inne miejsce w świecie. Wiem, że nie mogę tu zostać, bo tylko marnuję swój czas. Jedyny problem ze mną jest taki, że nie wiem co chciałabym ze sobą zrobić. Nie wiem w którą stronę mam się zwrócić, a boję się zaryzykować.
I tak narodził się pomysł Ugandy.
Jakiś czas temu Mama poznała młodą dziewczynę z mojego miasta, która niedawno wróciła z Afryki, gdzie przez rok pracowała jako wolontariuszka. Śmialiśmy się, że i ja mogłabym tam pojechać - nauczyć się rzucać dzidą, polować na lwy i zostać królową afrykańskiej wioski - i zaczęłam się nad tym zastanawiać. Oczywiście, jestem cykorem, niepewnym siebie, z mnóstwem wyimaginowanych wątpliwości, więc zaraz zaczęłam widzieć to wszystko w czarnych kolorach. Przede wszystkim, musiałabym zostawić na czas nieokreślony moją rodzinę i M. On zapewne zniósłby to bez większych emocji, natomiast gorzej byłoby ze mną. Poza tym, wyjazd na tak długi czas oznaczałby rezygnację ze studiów - nad tym akurat może nie będę płakać, ale gdy przyjdzie czas powrotu do domu i tak coś będę musiała z tym zrobić - znaleźć jakieś inne, kontynuować te, albo rzucić się pod pociąg.
Może faktycznie wyjazd za granicę byłby dobrym wyjściem? Może nowe środowisko, język, ludzie, sytuacja zdeterminowałyby mnie do zmiany mojego podejścia do życia? Może gdybym faktycznie oddała się społecznej pracy, to poczułabym się użyteczna. Wiem, że użytecznym można być tu na miejscu - jest wiele miejsc, gdzie ludzie pracują charytatywnie - ale chyba potrzebuję naprawdę wielkiej zmiany, bo inaczej nigdy nie ruszę się z miejsca. A chcę tego, bo czuję, że cofam się w rozwoju i już niedługo moje życie będzie można porównać do życia kolonii małży.
Mam nadzieję, że zdecyduję się na wyjazd, może nie na rok, ale na kilka miesięcy. Może właśnie do tego jestem stworzona? Cóż, nie przekonam się, dopóki nie spróbuję...

Ps. Dla zainteresowanych wolontariatem: http://www.efm.org.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Po usłyszeniu sygnału, zostaw wiadomość.