Dziś pojawiły się pierwsze poważne promienie słońca. Zachęcona ich nieśmiałymi zalotami pozwoliłam sobie na rozpięcie płaszcza w drodze powrotnej do domu. I jakże cudownie było wreszcie odczuć ciepło słońca po tych miesiącach całkowitej ciemności. Szłam więc do domu, słonko świeciło, skowronki wyśpiewywały swoje arie, wiatr przyjemnie targał włosy i nawet w Wałbrzychu było czuć wiosnę (oprócz spalin, rzecz jasna). Słowem - cudownie! Zaplanowałam sobie na jutro rano trening, by wraz z końmi móc poczuć wiosenną radość i pohasać po łące wśród młodej, zielonej trawy, mrużąc oczy od ostrego, porannego słońca... I co?
I właśnie zaczął padać deszcz...
Ale i tak pójdę - zamarznę na kość, umrę na zapalenie płuc i będziecie żałować, że nie kupiliście mi upragnionego różowego kucyka, kiedy był na to jeszcze czas... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Po usłyszeniu sygnału, zostaw wiadomość.