Co prawda święto myśliwych i jeźdźców powinno odbywać się dopiero za jakiś miesiąc, ale zdecydowaliśmy się urządzić je teraz, by skorzystać z ostatnich dni pięknej pogody (co okazało się strzałem w dziesiątkę, bo wczoraj było przepięknie, a dziś już pada).
Mieliśmy wczoraj piękną, złotą i ciepłą jesień, więc galopowanie po lesie na sześć koni było przyjemnością nie do opisania. Kolorowe, opadające z drzew liście, zapach lasu i zbutwiałych gałęzi, słońce prześwitujące między konarami i oświetlające drobinki kurzu, które unosiły się w powietrzu za naszą pędzącą przez las gromadą. Bajka.
Potem pogoń za lisem, ognisko, mnóstwo pysznego jedzenia, przeciąganie liny, dwóch dorosłych facetów skaczących razem w sznura, siedzenie przy ogniu do nocy, pełnia księżyca i zajadłe dyskusje damsko-męskie.
Patrząc wczoraj na to wszystko, na znajomych i przyjaciół, na ukochane konie i miejsce, w którym spędzam tyle czasu, na las, który znam tak dobrze, pomyślałam sobie, jak to cudownie być częścią tej wielkiej, jeździeckiej rodziny.
Ej...Ale po co Wy gonicie lisa? Żeby go zabić, a potem upiec w ognisku? :P
OdpowiedzUsuńTak. Łapiemy dziada, obdzieramy żywcem ze skóry i pieczemy nad ogniem, tańcząc wokół ogniska i wesoło podśpiewując :)
OdpowiedzUsuńTo taka tradycja, matołku. Jedna osoba ma na ramieniu przypiętą kitę lisa, a reszta ma za zadanie dogonić go i zerwać ten ogon. Oczywiście wszystko na koniach. Ten, komu się uda złapać 'lisa' zostaje mistrzem i w przyszłym roku sam ucieka jako lis ;)
Wszystko jasne kapitanie.
OdpowiedzUsuńJeszcze jedno pytanie.
KITĘ PRAWDZIWEGO LISA?????!!!!! :D
No według tradycji tak, ale u nas w tym roku goniliśmy zieloną apaszkę w kwiatki, bo ktoś zapomniał wziąć lisa z domu ;p
OdpowiedzUsuń