Ja nie mówię, że wierzę w zbawienną moc antybiotyków, o nie. Wiem, że czasem antybiotyki robią więcej złego niż dobrego. Ale jeśli ktoś daje mi małą zieloną tabletkę, mówiąc, że to wyciąg z głogu/pietruszki/jaskółczego ziela, która zaraz postawi mnie na nogi to, błagam, aż chce mi się śmiać.
Wiem, że to przede wszystkim kwestia myślenia. Pozytywne, optymistyczne nastawienie, wiara w moc korzenia hibiskusa potrafi często zdziałać cuda, większe niż niejeden prawdziwy lek. Nie będę tu przytaczać przykładów naukowych, gdzie nieuleczalne dolegliwości chorych ludzi nagle cudownie leczyły się same, za sprawą witaminy C albo aspiryny, podanej jako placebo. Myślę, że wszyscy słyszeli o takich przypadkach. I tu następują oklaski dla ludzi, którzy się tak wyleczyli, naprawdę szacun. To pewnie ci sami ludzie, którzy wierzą w zaświaty, Boga i jednorożce. Wiara jest niezłą mocą sprawczą. Z wiarą żyje się łatwiej, lepiej i przyjemniej.
Szkoda, że mnie to nie dotyczy.
No i łykam dalej te swoje zielone tabletki, piję herbatę z propolisem, zjadam dzielnie konfiturę z żurawiny błotnej i siorbię syrop z bluszczu (swoją drogą, mam wrażenie, że w XIII wieku używano tego samego syropu do torturowania ludzi). Lada dzień przyjdzie ktoś, żeby położyć na mnie uzdrawiające kryształy/kończyny/posągi Matki Boskiej. Potem napiję się święconej wody z uzdrawiającego źródła, dostanę ostatnie namaszczenie i umrę sobie w spokoju na zwykłą anginę.
Ej! Ostatnio jak mnie przewiało/źle spałam/miałam sztywny kark* i każdy ruch głową sprawiał mi ból, to próbowałam wszystkiego: Ibupromu, masażu, wcierania Amolu, mocnego strumienia wody na swój kark, nic nie pomagało. W końcu pociągnęłam dużego łyka ze śmierdzącej plastikiem butelki, w której jest częstochowska woda święcona i następnego dnia obudziłam się praktycznie bez bólu! To na pewno moc wody święconej!
OdpowiedzUsuńAlleluja siostro! Bóg Cię kocha!
*Niepotrzebne skreślić, bo sama nie wiem z czego to się wzięło...
Ale z głową wszystko dobrze? ;p
OdpowiedzUsuń