Wczorajszy wypad był naprawdę niesamowity, złożyło się na niego tyle fajnych momentów, jak rzadko kiedy.
Ciepły wieczór jednego z ostatnich dni lata, ulubione buty, muzyka, dobry alkohol. Ukochane kawałki puszczone w klubie (Florence+The Machine, Bjork, Jet !), szaleńcze tańce do rana, trójjęzyczne rozmowy z erasmusowskimi kolegami z Turcji, frytki w Mc Donaldzie o drugiej rano, Jimmy from the Moon, który był młodszą kopią Leo z 'That 70's show' (love pióra wplecione w jeansy!), piękny angielski akcent i nowe polskie słowa. I śniadanie do łóżka. And many more.
Brak słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Po usłyszeniu sygnału, zostaw wiadomość.