Wczorajszy koncert nie był najlepszym, na jakim byłam. Prawdę mówiąc, liczyłam na trochę więcej klasycznych kawałków i trochę mniej najebanej młodzieży w dresach. No, ale czego można spodziewać się po masowej imprezie, gdzie głównym priorytetem uczestników jest zjeść kiełbę i wypić browara ?
W każdym razie, towarzystwo zrekompensowało braki muzyczne i było całkiem fajnie. Miło jest też dowiedzieć się, że całkiem nie wypadło się z wprawy w różnych kwestiach(chociażby superszybkiego wypicia butelki piwa, czy też osiągnięcia stopnia mistrza sarkazmu i ciętej riposty), bo to pociesza mnie, że jeszcze nie jestem takim wrakiem, jak myślałam.
Brakowało mi trochę możliwości potańczenia przy fajnej muzyce (no dobra, nawet nie fajnej, ale tanecznej), i gdy wczoraj udało mi się dotrzeć wreszcie do domu ktoś odczytał moje myśli i zaprosił mnie na wspólne, czwartkowe imprezowanie we Wrocławiu. Nice!
Jutro i pojutrze zamierzam zaś oddać swoje pracowite ręce stadninie, a także potrenować do zawodów, które zbliżają się wielkimi krokami.
Uff, samo pisanie o tym wszystkim zmęczyło mnie tak, że należy mi się teraz wielki kubol herbaty z miodem i malinami. A co.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Po usłyszeniu sygnału, zostaw wiadomość.