Ale wracając do samych świąt - dla mnie oznaczają one zabawę przy malowaniu jajek, zdobienie domu, robienie pyszności na wielkanocny stół (i oczywiście zjadanie ich!), rzeżuchę, zielony owies i wiosenne spacery. To dla mnie czas wolny, który mogę spędzić z rodziną, mimo, że nie każdy z jej członków przypada mi do gustu. I wtedy zamiast denerwować się niepotrzebnie, przymknijmy na to oko i cieszmy się tym, co miłe. Wiosennym słońcem, wolnym od szkoły, jajkami w sosie tatarskim, mazurkiem z rodzynkami, czekoladowym zającem. Bo święta naprawdę są fajne. :)
A wszystkim zrzędliwym, nienawidzącym świąt marudom życzę dużo uśmiechu i mokrych jajek w lany poniedziałek:) Oraz słodki zajączek dla każdego! :

Wprawdzie nie rozumiem, co ma do tego wszystkiego gnuśność, ale trudno, wszak tego wiedzieć nie muszę. Widzę jednak, że rozpisałaś się głównie, czyli najwięcej miejsca poświęciłaś temu, co jest najważniejsze w tych wszystkich, pożal się boże, świętach. Oczywiście nie dla mnie. Według mnie bowiem jest to zwykłe pozerstwo i tyle. Nie żadne "drobne rzeczy" i "małe szczęścia". "Taka jest moja koncepcja, tak ja to widzę".
OdpowiedzUsuńA, i mogę sobie być marudą, przynajmniej nie okłamuję sam siebie.;P
Przecież wyraźnie napisałam to, co one oznaczają dla MNIE. Nie muszą dla Ciebie:) No a jeżeli Twoje święta w domu polegają głównie na okłamywaniu się wzajemnie, że jest cudownie, to bardzo mi przykro, ale widocznie nie wszyscy mogą być normalni;)
OdpowiedzUsuńTak, wiem - dla Ciebie. Przecież ja wcale tego nie neguję. I ja nie mówię o swoich świętach, mówię o ogóle, standardzie tak zwanym.
OdpowiedzUsuńCo do normalności, to bardzo abstrakcyjne pojęcie, którego - obawiam się - nie potrafiłabyś zdefiniować, a Twoje wyobrażenie na jej temat może być, a właściwie jest, stricte subiektywne.
Ale ciesz się tymi świętami. Ciesz się, czym tylko chcesz. Na zdrowie.