Nie wiem co by tu napisać. Mam tysiące myśli i przemyśleń na różne tematy, ale gdy siadam przy klawiaturze to nagle mam problem, żeby to wszystko opisać. Nagle człowiek zdaje sobie sprawę jak jest ubogi i jak jego ludzki język (którym tak bardzo się szczyci) nie radzi sobie z tym, co niewypowiedzialne.
Na antropologii kultury rozmawialiśmy dziś o różnych sprawach, poruszyliśmy też sprawę tego o czym piszę powyżej. Ponoć człowiek dysponuje dwoma językami - tym, którym mówi i tym, którym myśli. Jednego nie da się wyrazić drugim, dlatego często to, co w naszej głowie wydawało się tak logiczne i piękne, po próbie wysłowienia się okazuje się kompletną klapą. Myślimy sobie wtedy, że w naszych głowach jakoś to lepiej brzmiało, miało większy sens. Coś w tym jest... Bo uważam, że o tym, co dzieje się w mojej głowie można by napisać taką ilość książek, których nie pomieściłaby żadna biblioteka na świecie. Problem jest tylko jak wyrazić coś, co jest niewyrażalne.
W każdym razie, przemyśleń mam wiele - myślę, że niejedne z nich mogłyby uratować świat przed zagładą, lub zwalczyć głód w Afryce - ale cóż, póki w jakiś sposób nie wydobędę ich z głębi mojego umysłu, to nie ma co liczyć na ich realizację.
Jeśli ktoś ma jakiś trafny pomysł na wydobywanie myśli z głowy, niech da znać.
Ps. I nie chodzi mi o taki, gdzie główną rolę odgrywa dłuto i wielki gumowy młot.
środa, kwietnia 29, 2009
środa, kwietnia 22, 2009
Różowo, oldskulowo
Ostatnio namiętnie oglądam świetny i oldschoolowy serial, jakim są Różowe Lata Siedemdziesiąte. Te dialogi, sytuacje, fryzury, ubrania...mmm są idealne! Postaci są świetne i trudno mi zdecydować którą z nich uwielbiam najbardziej i której wizerunek mam wytatuować sobie na pośladku;)
Polecam ten serial ludziom równie pokręconym jak ja, lubiącym oldschool i mającym chore poczucie humoru. Reszta tego nie zrozumie, i cóż, po raz kolejny nachodzi mnie refleksja, że nikt nie może być tak idealny jak ja. A teraz pozwalam wam iść i porozpaczać z tego powodu;)

Ps. Fez jest zdecydowanie boski!
Polecam ten serial ludziom równie pokręconym jak ja, lubiącym oldschool i mającym chore poczucie humoru. Reszta tego nie zrozumie, i cóż, po raz kolejny nachodzi mnie refleksja, że nikt nie może być tak idealny jak ja. A teraz pozwalam wam iść i porozpaczać z tego powodu;)

Ps. Fez jest zdecydowanie boski!
wtorek, kwietnia 21, 2009
Ja jestem pan Tik Tak, a ten środkowy palec to mój znak
Czas zasuwa do przodu jak szalony. Niedawno jeszcze było Boże Narodzenie, śnieg, sylwester, a teraz Wielkanoc i niedługo majowy weekend. I urodziny. Ciągle mam nieodparte wrażenie, że ten semestr jest zdecydowanie krótszy od poprzedniego. Ledwo mrugnęłam okiem, a już zaraz będzie sesja, znów panika i ćpanie tabletek z kofeiną. Mam jednak nadzieję, że jeśli uda mi się przeżyć tę sesję to wakacje nie miną mi tak samo szybko;)
Boję się obudzić pewnego dnia, mając lat, przykładowo, trzydzieści i stwierdzić, że dziesięć lat mojego życia przeciekło mi przez palce jak rzadki kisiel malinowy, który podawali nam w przedszkolu na drugie śniadanie. Boję się, że teraz, gdy mam czas i siły, nie zrobię wielu rzeczy, a potem nie będę mieć możliwości na realizację różnych planów i skoków na bungee.
Ale widocznie tak musi być. Gdybym chciała tego wszystkiego naprawdę to dawno bym to zrobiła, ale skoro nie robię, to znaczy, że najprawdopodobniej wcale tego nie chcę. Logiczne to wszystko, prawda?
Boję się obudzić pewnego dnia, mając lat, przykładowo, trzydzieści i stwierdzić, że dziesięć lat mojego życia przeciekło mi przez palce jak rzadki kisiel malinowy, który podawali nam w przedszkolu na drugie śniadanie. Boję się, że teraz, gdy mam czas i siły, nie zrobię wielu rzeczy, a potem nie będę mieć możliwości na realizację różnych planów i skoków na bungee.
Ale widocznie tak musi być. Gdybym chciała tego wszystkiego naprawdę to dawno bym to zrobiła, ale skoro nie robię, to znaczy, że najprawdopodobniej wcale tego nie chcę. Logiczne to wszystko, prawda?
środa, kwietnia 15, 2009
Bradypus torquatus
Leniwcowanie jest jedną z moich ulubionych czynności dnia codziennego. Drzemanie, nicnierobienie, leżakowanie, wykładanie się we wszelkich możliwych miejscach i nudzenie się należy do codziennej rutyny. Poprostu to uwielbiam.
Czasem jednak przechodzę samą siebie i zaczynam nudzić się tym, że się nudzę - Czy to nadaje się do jakiejś Księgi Rekordów Guinessa?
Teraz, gdy mam wolne chciałabym się ponudzić i poleżeć bez stresu i bez myślenia, że jest coś, co muszę zrobić. Bo tak jest najprzyjemniej. Ale niestety mam tak cholernie dużo do zrobienia, że aż chce się rzygać. I z jednej strony wiem, że tego teraz nie zrobię, a z drugiej ciągłe myślenie o tym psuje mi całą przyjemność leniwienia się. Chciałabym umieć zebrać się w sobie i zrobić co trzeba, albo chociaż przestać o tym myśleć i zdać się na łaskę Losu i nie zadręczać się tym, że nie uratuję całego świata, albo chociaż nie napiszę eseju na stylistykę. Ta druga opcja zdecydowanie bardziej by mi pasowała, bo chciałabym umieć znaleźć w sobie ten luz, który mają niektórzy moi znajomi(pozdrowienia dla Rudej!), którym zwisa i powiewa to, czym przejmuję się ja.
Kto wie, może kiedyś uda mi się osiągnąć ten cudowny stan;)
Swoją drogą, wiedzieliście, że w futrze leniwców bytują na stałe 4 gatunki chrząszczy i 9 gatunków ciem? Ciekawe jak to jest mieć żywego chrząszcza pod pachą...
Czasem jednak przechodzę samą siebie i zaczynam nudzić się tym, że się nudzę - Czy to nadaje się do jakiejś Księgi Rekordów Guinessa?
Teraz, gdy mam wolne chciałabym się ponudzić i poleżeć bez stresu i bez myślenia, że jest coś, co muszę zrobić. Bo tak jest najprzyjemniej. Ale niestety mam tak cholernie dużo do zrobienia, że aż chce się rzygać. I z jednej strony wiem, że tego teraz nie zrobię, a z drugiej ciągłe myślenie o tym psuje mi całą przyjemność leniwienia się. Chciałabym umieć zebrać się w sobie i zrobić co trzeba, albo chociaż przestać o tym myśleć i zdać się na łaskę Losu i nie zadręczać się tym, że nie uratuję całego świata, albo chociaż nie napiszę eseju na stylistykę. Ta druga opcja zdecydowanie bardziej by mi pasowała, bo chciałabym umieć znaleźć w sobie ten luz, który mają niektórzy moi znajomi(pozdrowienia dla Rudej!), którym zwisa i powiewa to, czym przejmuję się ja.
Kto wie, może kiedyś uda mi się osiągnąć ten cudowny stan;)
Swoją drogą, wiedzieliście, że w futrze leniwców bytują na stałe 4 gatunki chrząszczy i 9 gatunków ciem? Ciekawe jak to jest mieć żywego chrząszcza pod pachą...

wtorek, kwietnia 07, 2009
Chcesz zobaczyć mojego świątecznego zajączka?
Lubię święta. Każde. Nieważne, że wszyscy mówią, że to komercha, chrześcijańska głupota że to wzajemne oszukiwanie się, blablabla. To smutne argumenty ludzi, którzy są na tyle zgnuśniali, że nie umieją cieszyć się z drobnych rzeczy i małych szczęść. Moje obchodzenie świąt niewiele ma wspólnego z chrześcijańskimi wierzeniami. Owszem, chodzę do kościoła święcić jajka, ale raczej dlatego, że zawsze tam chodziliśmy i nie widzę powodu, dla którego miałabym tego nie robić.
Ale wracając do samych świąt - dla mnie oznaczają one zabawę przy malowaniu jajek, zdobienie domu, robienie pyszności na wielkanocny stół (i oczywiście zjadanie ich!), rzeżuchę, zielony owies i wiosenne spacery. To dla mnie czas wolny, który mogę spędzić z rodziną, mimo, że nie każdy z jej członków przypada mi do gustu. I wtedy zamiast denerwować się niepotrzebnie, przymknijmy na to oko i cieszmy się tym, co miłe. Wiosennym słońcem, wolnym od szkoły, jajkami w sosie tatarskim, mazurkiem z rodzynkami, czekoladowym zającem. Bo święta naprawdę są fajne. :)
A wszystkim zrzędliwym, nienawidzącym świąt marudom życzę dużo uśmiechu i mokrych jajek w lany poniedziałek:) Oraz słodki zajączek dla każdego! :
Ale wracając do samych świąt - dla mnie oznaczają one zabawę przy malowaniu jajek, zdobienie domu, robienie pyszności na wielkanocny stół (i oczywiście zjadanie ich!), rzeżuchę, zielony owies i wiosenne spacery. To dla mnie czas wolny, który mogę spędzić z rodziną, mimo, że nie każdy z jej członków przypada mi do gustu. I wtedy zamiast denerwować się niepotrzebnie, przymknijmy na to oko i cieszmy się tym, co miłe. Wiosennym słońcem, wolnym od szkoły, jajkami w sosie tatarskim, mazurkiem z rodzynkami, czekoladowym zającem. Bo święta naprawdę są fajne. :)
A wszystkim zrzędliwym, nienawidzącym świąt marudom życzę dużo uśmiechu i mokrych jajek w lany poniedziałek:) Oraz słodki zajączek dla każdego! :

czwartek, kwietnia 02, 2009
Nie płakałam po papieżu
Dzisiaj przypada czwarta rocznica śmierci Jana Pawła II. Wszyscy o tym trąbią, płaczą, leżą krzyżem w kościele i Bóg jeden wie co jeszcze. Smutno, że ludzie przypominają sobie o nim tylko raz czy dwa do roku i wtedy wychwalają go pod niebiosa i chcą spalić na stosie tych, którzy mają to gdzieś. Proszę bardzo, ukrzyżujcie mnie, bo dzisiejszego dnia nie poszłam na mszę, nie zaświeciłam świeczki przy jednym z jego licznych paskudnych pomników, nie pomodliłam się za jego prawie świętą duszę i nie obejrzałam żadnego z przedstawień, wystawianych dziś w wielu szkołach.
To nie jest do końca tak, że mam gdzieś Karola Wojtyłę. Bo nie mam. Uważam, że był naprawdę wielkim i świetnym człowiekiem, że bardzo wiele zrobił dla tego świata i ludzi. Ale taka kolej rzeczy, wszyscy kiedyś umrzemy i chyba tylko można się z tym pogodzić. Papież pracował do końca swych dni, całe życie poświęcił innym. A teraz, gdy odszedł, ludzie marudzą, że "przecież jeszcze tyle dobrego mógł zrobić". To trochę egoistyczne, nieprawdaż? Sami nic nie róbmy, czekajmy aż zjawi się ktoś, kto nas wyręczy! Poza tym, hipokryzją jest to, że większość ludzi cały rok ani przez chwilę nie pomyśli o nim, ale w dniu jego śmierci wszyscy są nagle tacy religijni i poprawni, że aż mdli.
Poza tym, jestem przekonana, że Karol Wojtyła wolałby, żeby inni poszli w jego ślady, pomagali potrzebującym, a nie organizowali bezsensowne spędy przy pomnikach, których on nigdy nie chciał. Widać jednak, że ludzie niczego się nie nauczyli - zamiast kontynuować jego pracę oni tylko płaczą, że na pewno kogoś takiego jak on już nigdy nie będzie. Może i nie będzie. Bo świat i ludzie nie zasługują na kogoś takiego jak on. Odwalił kawał dobrej roboty, ale trzeba przyznać, że była to trochę syzyfowa praca, bo dopóki inni całkiem nie pójdą za nim, to jego pojedynczy wysiłek idzie na marne.
No, ale dość rozważań. Stygnie mi owsianka...
To nie jest do końca tak, że mam gdzieś Karola Wojtyłę. Bo nie mam. Uważam, że był naprawdę wielkim i świetnym człowiekiem, że bardzo wiele zrobił dla tego świata i ludzi. Ale taka kolej rzeczy, wszyscy kiedyś umrzemy i chyba tylko można się z tym pogodzić. Papież pracował do końca swych dni, całe życie poświęcił innym. A teraz, gdy odszedł, ludzie marudzą, że "przecież jeszcze tyle dobrego mógł zrobić". To trochę egoistyczne, nieprawdaż? Sami nic nie róbmy, czekajmy aż zjawi się ktoś, kto nas wyręczy! Poza tym, hipokryzją jest to, że większość ludzi cały rok ani przez chwilę nie pomyśli o nim, ale w dniu jego śmierci wszyscy są nagle tacy religijni i poprawni, że aż mdli.
Poza tym, jestem przekonana, że Karol Wojtyła wolałby, żeby inni poszli w jego ślady, pomagali potrzebującym, a nie organizowali bezsensowne spędy przy pomnikach, których on nigdy nie chciał. Widać jednak, że ludzie niczego się nie nauczyli - zamiast kontynuować jego pracę oni tylko płaczą, że na pewno kogoś takiego jak on już nigdy nie będzie. Może i nie będzie. Bo świat i ludzie nie zasługują na kogoś takiego jak on. Odwalił kawał dobrej roboty, ale trzeba przyznać, że była to trochę syzyfowa praca, bo dopóki inni całkiem nie pójdą za nim, to jego pojedynczy wysiłek idzie na marne.
No, ale dość rozważań. Stygnie mi owsianka...
Subskrybuj:
Posty (Atom)