czwartek, czerwca 16, 2011

Coś się kończy, a niekoniecznie zaczyna

Wczoraj odebrałam dyplom, który zaświadcza o tym, że muszę być prawdziwym crazy ass motherfucker, bo przetrwałam na tej pojebanej uczelni całe trzy lata. Z punktu końcówego trzy lata wydają się być mrugnięciem oka, niemniej jednak wiem, że w ciągu tego czasu zdarzyło się wiele rzeczy, w większości niekoniecznie dobrych. Uczelnia napsuła mi krwi, jak nic innego na świecie, powodowała tyle agresji, stresu i złości, że nie tylko ja, ale wszyscy wokoło mnie mieli ochotę wyskoczyć przez okno.

Ale to wszystko już za mną. Szkoda tylko, że, jak na ironię, najfajniej z ludźmi zaczęło się robić właśnie w ostatnich miesiącach semestru. Teraz wszyscy się rozstajemy, każdy idzie w inną stronę i cóż, nie ma co ukrywać, pewnie się nie spotkamy.

W trosce o zdrowie psychiczne moje i moich bliskich zdecydowałam się nie iść dalej na studia i zrobić sobie przerwę. Może w tym czasie wreszcie odnajdę coś, co chciałabym robić, nabędę trochę marzeń i celu w życiu, bo jest mi to bardzo potrzebne. A w tej chwili studia wydają się być ostatnią z tych rzeczy.

Tak więc pozdrawiam, jako dyplomowany filolog, ja, leżąca do 12 w łóżku i gotowa na wakacje, które wielkimi krokami nadchodzą od najbliższego poniedziałku.
Ahoj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Po usłyszeniu sygnału, zostaw wiadomość.