czwartek, czerwca 16, 2011

A change is gonna come

Zmiany wywołują we mnie panikę. Wielką gulę w żołądku, która rwie się do góry, by w apogeum wydostać się na światło dzienne wraz z krzykiem z głębi duszy. Zmiany są niewiadomą, która jednak może okazać się przyjemna i pozytywna. Może nas zaskoczyć, zmusić do refleksji i podjęcia kolejnych zmian.

Pozornie błahe rzeczy, jak nowa fryzura, czy zdecydowanie się na zjedzenie ostryg może mieć zbawienne skutki. Okaże się, że zajebiście jest nam w niebieskich włosach, a ostrygi nawet dają radę. I może wtedy, krok po kroku, będziemy oswajać się ze zmianami - najpierw małymi, potem coraz większymi. Aż w końcu zmienimy swoje życie na tyle, że gdy usiądziemy w bujanym fotelu na werandzie naszego domu popatrzymy w dal na zachodzące słońce powiemy w duchu: "Ale było zajebiście!".
Czego wam i sobie życzę.

Coś się kończy, a niekoniecznie zaczyna

Wczoraj odebrałam dyplom, który zaświadcza o tym, że muszę być prawdziwym crazy ass motherfucker, bo przetrwałam na tej pojebanej uczelni całe trzy lata. Z punktu końcówego trzy lata wydają się być mrugnięciem oka, niemniej jednak wiem, że w ciągu tego czasu zdarzyło się wiele rzeczy, w większości niekoniecznie dobrych. Uczelnia napsuła mi krwi, jak nic innego na świecie, powodowała tyle agresji, stresu i złości, że nie tylko ja, ale wszyscy wokoło mnie mieli ochotę wyskoczyć przez okno.

Ale to wszystko już za mną. Szkoda tylko, że, jak na ironię, najfajniej z ludźmi zaczęło się robić właśnie w ostatnich miesiącach semestru. Teraz wszyscy się rozstajemy, każdy idzie w inną stronę i cóż, nie ma co ukrywać, pewnie się nie spotkamy.

W trosce o zdrowie psychiczne moje i moich bliskich zdecydowałam się nie iść dalej na studia i zrobić sobie przerwę. Może w tym czasie wreszcie odnajdę coś, co chciałabym robić, nabędę trochę marzeń i celu w życiu, bo jest mi to bardzo potrzebne. A w tej chwili studia wydają się być ostatnią z tych rzeczy.

Tak więc pozdrawiam, jako dyplomowany filolog, ja, leżąca do 12 w łóżku i gotowa na wakacje, które wielkimi krokami nadchodzą od najbliższego poniedziałku.
Ahoj!

wtorek, czerwca 07, 2011

You can't judge book by looking at the cover, honey

Drobna blondynka o pięknym uśmiechu, długich włosach i niebieskich oczach. Gdy się uśmiecha wygląda na co najwyżej 16 lat.

Gdy założy sukienkę w kwiatki wygląda jak porcelanowa laleczka. Patrzysz na nią i myślisz, że to nieśmiała, spokojna i ułożona dziewczynka, która całymi dniami wyszywa i śpiewa w kościelnym chórze.
Gdy założy ostrzejszy makijaż, czerwone szpilki i mocno wyciętą sukienkę myślisz, że jest kurwą, blondynką, która rozłoży przed tobą nogi na potańcówce w Daytonie. Że jej życiowym mottem jest zrobić loda za podróbę torebki Louis Vuitton'a i malować swoje długie paznokcie na różne odcienie różowego koloru.
Gdy zdaje wszystkie sesje za pierwszym podejściem, chodzi na wszystkie zajęcia i siedzi w pierwszej ławce, myślisz, że jest no-lifem, który nie imprezuje, a do poduszki czyta notatki z gramatyki historycznej języka polskiego.
Gdy stoi przed tobą w czerwonym satynowym gorsecie i samonośnych pończochach, przyciska cię do ściany i ściskając cię za tyłek mruczy, że chce, byś wziął ją od tyłu myślisz, że jest diablicą, namiętnym demonem seksu.

Można tę wyliczankę ciągnąć bez końca. W oczach stu tysięcy osób masz sto tysięcy wizerunków. Ludzie patrzą na ciebie i w ciągu zaledwie kilku minut kreują wyobrażenie ciebie, które nazywamy pierwszym wrażeniem.
Często cholernie mylnym.

Patrzysz na mnie i nigdy byś nie pomyślał, że lubię mocnego rocka i metal, ale też muzykę klasyczną i jazz. Że uwielbiam pływać nago w morzu. Że na plecach mam tatuaż. Że uwielbiam chodzić do dentysty. Że będąc nastolatką namówiłam rodziców, by przenocowali u nas chłopaka, którego poznałam przez internet i nigdy nie widziałam na żywo. Że przedkładam trampki nad szpilki, a czasem, żeby poprawić sobie humor zakładam swoje najpiękniejsze sukienki i po prostu gapię się na siebie w lustrze. Że uwielbiam małże i cytrynowe lody.
Że przespałabym się z Penelopą Cruz i Johnny'm Depp'em. Naraz.

Naprawdę, patrząc na mnie przez te kilka minut nie dowiesz się tego wszystkiego. Wykreujesz za to któryś z miliona powyższych obrazków, zaszufladkujesz i przypniesz mi etykietkę 'taka czy owaka'.
Pomyśl o tym następnym razem, kiedy mnie spotkasz.

Albo nie myśl.
Bo i tak mam twoje zdanie głęboko w dupie.

czwartek, czerwca 02, 2011

Summer dream

Słońce leniwie puszcza do mnie oko, prześwitując przez białe, długie, szyfonowe zasłony. Zapach mięty unosi się w powietrzu. Leżę na łóżku otulona stosem poduszek i śnieżnobiałą moskitierą, która obejmuje mnie niczym miękki kokon.
Sączę mojito - świeża mięta, brązowy cukier, limonka, rum, świeże i soczyście słodkie truskawki. Poezja. Odlatuję.
Jestem pieprzoną boginią poobiednich, letnich drinków.

Stan, niemal orgazmiczny.