Świat niechybnie chyli się ku końcowi. Nie dość, że M. bez protestów zjadł kaszankę, to jeszcze spadł śnieg. W maju. I to nie byle jaki śnieg. Nie jakiśtam śnieżek, lecz najzwyczajniejszy w świecie, zimowy śnieg.
Okrutnie żałuję, że nie miałam ze sobą aparatu, aby sfotografować wystające z zasp kwitnące tulipany i jabłonki pokryte różowymi kwiatami i śniegowym puchem. To był naprawdę wyjątkowy widok. Nie pamiętam, aby w moim 22 letnim życiu zdarzyło się coś podobnie dziwnego.
Ogólnie długi weekend obfitował w ciekawe wydarzenia. Papież beatyfikowany, Bin Laden zabity, zima w środku maja, a na obiad pierogi z mięsem. Normalnie do tej pory nie mogę się otrząsnąć.
Jednak, by nie do końca popaść w surrealizm tego świata wyhamowuję go nieco aż nazbyt realistycznymi "Chłopami" Reymonta.
Jakoże śwarna dziaucha ze mnie, udaję się do komory zalegnąć na łożu. Bywajta!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Po usłyszeniu sygnału, zostaw wiadomość.