Ktoś poradził mi ostatnio, że dobrym sposobem na nudę jest pisanie. Wydaje mi się, że pisanie ot tak, bez konkretnego celu, odbiorcy i tematu jest pozbawione jakiegokolwiek sensu, ale nudzę się, więc piszę (po to chyba jest ten blog).
W najbliższym czasie będę chyba musiała zainwestować w nową klawiaturę, bo zapowiada się bardzo długi okres nudzenia się, a raczej nie mam pomysłu co ze sobą zrobić w tym nawale wolnego czasu. Mam w tygodniu 4 dni wolnego i, szczerze mówiąc, jestem już tym wolnym zmęczona. Owszem, lubię odpoczywać, leniuchować, nic nie robić, ale kiedy taki okres trwa i trwa człowiek już jest zmęczony tym odpoczywaniem. Zabijam w sobie życie, kreatywność, pomysły, witalność. Popadam w marazm, nudę i bezsilność. Często bywa tak, że po prostu wegetuję sobie do momentu, w którym coś się wydarzy. Wegetuję tak długo, że zdążyłam już zapuścić korzenie i wypuścić pierwsze zielone listki. A przecież nie ma jeszcze wiosny.
Pewnie, powiecie mi, że nie ma co się nad sobą użalać, trzeba ruszyć tyłek sprzed monitora i zrobić coś ze sobą, bo tak żyć nie można. Hm, żyć można - ale co to za życie? ;)
Tak ciężko jest wstać, otrząsnąć się z kurzu i pajęczyn, otworzyć okna i wpuścić do życia trochę promieni słonecznych. Tak ciężko wyjść z domu, przemóc się, zrobić coś, co powinno się zrobić sto lat temu. Zmienić wszystko.
Jak nie teraz - to kiedy? Jak nie ja - to kto?
Nikt.
Nikt mi nie pomoże, bo pomóc sobie mogę tylko ja. Ha.
Zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Po usłyszeniu sygnału, zostaw wiadomość.