Dziś poczułam na sobie powiew jesieni. Mając na sobie polar i kurtkę modliłam się w myślach do wszelkich bogów o zesłanie wełnianego szalika i rękawiczek. Zerkam za okno i widzę ciemność, a jeszcze parę godzin temu było jasno jak w dzień i świeciło względne słońce.
W takie dni, jak dziś, nie da się nie zauważyć nieubłaganie pędzącego czasu. Było ciepło i pięknie, jest już zimno, ciemno i deszczowo. Powoli zbliżamy się do zimy.
W takie dni, jak dziś, chce się siedzieć w domu pod kocem, z herbatą z malinami w jednej i dobrą książką w drugiej ręce, słuchając:
Willie Nelson & Norah Jones - Baby It's Cold Outside
Co niniejszym zamierzam uczynić. ;)
wtorek, września 29, 2009
Wieczór orientalny
Za oknami jesień, a my szalejemy kulinarnie.
Japońskie sushi, czeskie piwo, wino z Kany Galilejskiej i egipska szisza - wszystko to złożyło nam się na naprawdę wesoły i miły wieczór.
Uwielbiam gotować, próbować różnych nowych rzeczy, jeść ciekawe potrawy z różnych państw i moim kulinarnym marzeniem jest podróż dookoła świata i możliwość zasmakowania potraw, które na co dzień mogę sobie obejrzeć co najwyżej w telewizji.
Well, może kiedyś się to spełni ;)
Ps. A samodzielne robienie sushi jest tak proste, że zamierzamy niedługo otworzyć własny sushi bar! ;)
Japońskie sushi, czeskie piwo, wino z Kany Galilejskiej i egipska szisza - wszystko to złożyło nam się na naprawdę wesoły i miły wieczór.
Uwielbiam gotować, próbować różnych nowych rzeczy, jeść ciekawe potrawy z różnych państw i moim kulinarnym marzeniem jest podróż dookoła świata i możliwość zasmakowania potraw, które na co dzień mogę sobie obejrzeć co najwyżej w telewizji.
Well, może kiedyś się to spełni ;)
Ps. A samodzielne robienie sushi jest tak proste, że zamierzamy niedługo otworzyć własny sushi bar! ;)

poniedziałek, września 21, 2009
His name is Allen. Woody Allen.
Jakiś czas temu mama przytargała z biblioteki naręcze książek, z których upatrzyłam sobie coś ciekawego. Za bardzo nie znam twórczości Allena, ale wiem, że facet jest nieźle pokręcony i że może zapowiadać się ciekawie. Już sam krótki opis z tyłu książki zachęcił mnie do jej przeczytania, potem było już tylko lepiej. I tak w ciągu jednego dnia pochłonęłam "Czystą anarchię" i czuję, że jest to jedna z moich ulubionych książek.
To zbiór krótkich opowiadań przepełnionych absurdem, humorem i groteską. Allen pokazuje nam świat wokół, i nas samych, nasze cechy, głupie zachowania, pogoń za nie wiadomo czym w tym świecie.
Książka przezabawna, przeprawdziwa, czasem nawet smutna (zważywszy na to, że człowiek odkrywa w niej prawdę o samym sobie), a przede wszystkim pełna absurdu.
Wszystkim, którzy rozumieją Monty Pythona polecam gorąco. Reszta niech idzie dalej czytać swoje Bravo Girl.
;)
To zbiór krótkich opowiadań przepełnionych absurdem, humorem i groteską. Allen pokazuje nam świat wokół, i nas samych, nasze cechy, głupie zachowania, pogoń za nie wiadomo czym w tym świecie.
Książka przezabawna, przeprawdziwa, czasem nawet smutna (zważywszy na to, że człowiek odkrywa w niej prawdę o samym sobie), a przede wszystkim pełna absurdu.
Wszystkim, którzy rozumieją Monty Pythona polecam gorąco. Reszta niech idzie dalej czytać swoje Bravo Girl.
;)

niedziela, września 20, 2009
Seven days in sunny June
Właściwie to nie seven, a three, i nie June, tylko September. Ale mniejsza o szczegóły.
Wróciliśmy wczoraj z M. z naszych wakacji nad morzem i muszę przyznać, że było naprawdę cudownie. Pogoda mile nas zaskoczyła, pozwalając na cieszenie się doskonale ciepłymi, ostatnimi dniami lata. Lenistwo, czytanie książek na plaży, granie w dingo (;) ), jedzenie lodów, gofrów i tajskiego żarcia to coś, dla czego warto tłuc się 400 kilometrów. Zwłaszcza, że nie robiłam tego sama, a był ze mną mój nieoceniony towarzysz wszelkich zabaw i miłośnik wieprzowiny po tajlandzku na ostro - Pan M., który ostatnio reaguje też na imię "lurpak" (z tego miejsca ślę gorące pozdrowienia dla niego i dla twórców pewnego masła;) ).
No, ale odbiegłam od tematu.
Cisza, spokój, pustki na plaży, tupot białych mew zarzynających się o kawałek żytniego chleba i świadomość bycia najmłodszymi ludźmi w promieniu kilometrów - to wszystko złożyło nam się na najmilsze trzy dni w ciągu tych trzymiesięcznych wakacji.
Szkoda, że już koniec.
No, ale nie można mieć wszystkiego. ;)
Wróciliśmy wczoraj z M. z naszych wakacji nad morzem i muszę przyznać, że było naprawdę cudownie. Pogoda mile nas zaskoczyła, pozwalając na cieszenie się doskonale ciepłymi, ostatnimi dniami lata. Lenistwo, czytanie książek na plaży, granie w dingo (;) ), jedzenie lodów, gofrów i tajskiego żarcia to coś, dla czego warto tłuc się 400 kilometrów. Zwłaszcza, że nie robiłam tego sama, a był ze mną mój nieoceniony towarzysz wszelkich zabaw i miłośnik wieprzowiny po tajlandzku na ostro - Pan M., który ostatnio reaguje też na imię "lurpak" (z tego miejsca ślę gorące pozdrowienia dla niego i dla twórców pewnego masła;) ).
No, ale odbiegłam od tematu.
Cisza, spokój, pustki na plaży, tupot białych mew zarzynających się o kawałek żytniego chleba i świadomość bycia najmłodszymi ludźmi w promieniu kilometrów - to wszystko złożyło nam się na najmilsze trzy dni w ciągu tych trzymiesięcznych wakacji.
Szkoda, że już koniec.
No, ale nie można mieć wszystkiego. ;)
środa, września 09, 2009
Nie.Zwykły dzień
Nie wiem czy to kwestia niskiego ciśnienia, pogody, czy zbliżającego się końca świata, ale czułam się (i nadal czuję) jak z innej planety. Nie mogę się z nikim dogadać (w dosłownym znaczeniu), słowa plączą mi się i przekręcają, wszystko się pieprzy i miesza. Wychodzi z tego wszystkiego jakiś dziwny bełkot pijaka. Może po latach dopadła mnie choroba głupiego społeczeństwa - czyli dysleksja/dysgrafia/dysfunkcja mózgu? A może to po prostu chwilowe zaćmienie księżyca?
W każdym razie, liczę na to, że szybko przejdzie, bo jak zaczną się zajęcia na uczelni to ciężko będzie nic nie mówić, w końcu to nie jest żadna politechnika, tylko filologia polska. ;)
Z pozytywnych rzeczy, dzisiejszego dnia udały mi się wyśmienite pierogi ze śliwkami i nauczyłam się odstępowania od łydki (brzmi kosmicznie, termin jeździecki), a do tego nie potrzeba było składać słów w zdania, więc kto wie, może jeśli nie przejdzie mi moje zaćmienie to nie będzie aż takiej tragedii?;)
Ps. Ktoś nasikał mi w łazience na podłogę. Przyznać mi się natychmiast, któren to?!
W każdym razie, liczę na to, że szybko przejdzie, bo jak zaczną się zajęcia na uczelni to ciężko będzie nic nie mówić, w końcu to nie jest żadna politechnika, tylko filologia polska. ;)
Z pozytywnych rzeczy, dzisiejszego dnia udały mi się wyśmienite pierogi ze śliwkami i nauczyłam się odstępowania od łydki (brzmi kosmicznie, termin jeździecki), a do tego nie potrzeba było składać słów w zdania, więc kto wie, może jeśli nie przejdzie mi moje zaćmienie to nie będzie aż takiej tragedii?;)
Ps. Ktoś nasikał mi w łazience na podłogę. Przyznać mi się natychmiast, któren to?!
Subskrybuj:
Posty (Atom)