Miał rację, ten Salvador Dali.
Oprócz okrutnie pokręconych wąsów i dziwnego, przećpanego spojrzenia na świat sztuki miał rację.
Nie myślę o sobie w sposób aż tak bardzo ekscentryczny jak ów hiszpański artysta, ale pod jego słowami podpisuje się każdą częścią ciała.
Mam wolność wyboru, błogosławieństwo rodziców, równouprawnienie, wolność wyznania i orientacji seksualnej i wszystko, o czym arabskie kobiety mogą pomarzyć. I nie umiem z tego skorzystać.
Wolność przeraża mnie, bo stanowi dla mnie krok w przepaść wielkiej niewiadomej. Zmusza do podjęcia wyboru, w którą stronę się udać. Bo nie można tkwić na środku skrzyżowania w nieskończoność.
Prędzej, czy później pierdolnie w nas rozpędzony autobus.
Na razie siedzę po środku i czekam na mniejszy lub większy cud. Palec boży, który wskaże mi stronę, w którą mam się udać, klucz gęsi który ułoży się w strzałkę, wskazującą kierunek, czy proroczy sen, który powie mi, co mam zrobić ze sobą i swoim życiem.
Wiem, jestem naiwna jak pięcioletnie dziecko, wierzące w świętego Mikołaja.
Poczekam, popatrzę. Nie cofnę kijem Wisły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Po usłyszeniu sygnału, zostaw wiadomość.