piątek, maja 27, 2011

To już jest koniec, nie ma już nic

Dzisiaj był mój ostatni, oficjalny dzień uczelniany. Indeks, wszystkie papiery i dokumenty zostały oddane do dziekanatu, więc pozostało tylko czekać na formalność, jaką będzie egzamin dyplomowy.

Przepełniło mnie dziś cudowne uczucie, że już nigdy tam nie wrócę i nie będę musiała zgrzytać zębami ze złości, jaką wywoływało we mnie przebywanie na tej uczelni przez 3 lata.
Jedyna szkoda jest taka, że (jak zwykle) zaczęło się robić fajnie między ludźmi, których już pewnie nie spotkam do końca życia. No cóż, life.

Odreagowuję te trzy lata, które z dzisiejszej perspektywy zleciały nader szybko, leżąc w łóżku, popijając pyszną herbatę i czytając książkę (nie lekturę, o nie!), która sprawia mi przyjemność. Zjem coś dobrego, poleżę, wyluzuję.
Bo w końcu po trzech latach stresu należy mi się jakiś chill out.

P.S.
Gdyby którejś z was przyszło do głowy przechadzać się po mieście w taki zimny dzień jak dziś w samej koszulce z krótkim rękawem - gorąco odradzam.
Chyba, że lubicie napotykać na wzrok setek mężczyzn na ulicach świdrujący wasze sterczące z zimna sutki.

wtorek, maja 24, 2011

2:0 dla mnie

Dziś pokonałam drugi egzamin z sesji, który zarazem był ostatnim na tej uczelni. Pozostały mi tylko: piątkowe wpisy, obrona dyplomu, odebranie dyplomu. Tak, jeszcze tylko trzy razy i moja noga więcej nie postanie na tej uczelni :)

Z tej radosnej okazji miałam się upić, ale wyszło na tym, że idę spać, bo ze zmęczenia nie wiem, jak się nazywam. Tak, czy siak - to będzie radosny sen.

czwartek, maja 19, 2011

Krew i pióra

Już jest ze mną. Od wczoraj, na zawsze. Najpiękniejsza jaskółka na świecie!
Bolało jak cholera, nie ma co ukrywać i udawać twardziela. Ale o bólu zapomina się bardzo szybko, zaraz jak tylko spojrzy się w lustro i powie : "Wow!"
Opiekuję się nią troskliwie i czekam, kiedy będzie mogła spokojnie ujrzeć światło słoneczne, w połączeniu z jakimś fajnym bikini! ;)

Micha nie przestaje mi się cieszyć od wczoraj, a do lustra zaglądam z taką częstotliwością, że obawiam się, że niedługo zostanę narcyzem.
Ale co tam, jest na co popatrzeć. :)

poniedziałek, maja 09, 2011

Relax

Relaksuję się dzisiaj niebotycznie, bo to mój ostatni dzień przed wpadnięciem w głębokie i śmierdzące bagno uczelni.
Zatem, wyspałam się dziś porządnie w mojej nowej, puchowej i świeżej pościeli, zjadłam niespiesznie pyszne śniadanie, odwiedziłam znajomych, byłam na słonecznej wyprawie rowerowej do pachnącego lasu, zdrzemnęłam się i teraz słucham Bonobo i popijam herbatę ze świeżych liści mięty z dodatkiem miodu. Uff.

Zbieram siły, żeby w miarę spokojnie i pozytywnie przejść przez dwa ohydne egzaminy z literatury i potem dyplomówkę. Moje tatuowanie się w przyszłym tygodniu wydaje się być przy tym wszystkim małym misiem (chociaż kto wie, zobaczymy).

Pociesza mnie myśl, że w sumie za miesiąc skończy się mój koszmar związany z tą uczelnią.
Nie pociesza natomiast myśl, że nadal nie wiem co ze sobą zrobić po tym fakcie.

"No, ale w końcu mam jeszcze dużo czasu, prawda?" - Nini,czerwiec 2008

środa, maja 04, 2011

Curious and curiouser!

Świat niechybnie chyli się ku końcowi. Nie dość, że M. bez protestów zjadł kaszankę, to jeszcze spadł śnieg. W maju. I to nie byle jaki śnieg. Nie jakiśtam śnieżek, lecz najzwyczajniejszy w świecie, zimowy śnieg.

Okrutnie żałuję, że nie miałam ze sobą aparatu, aby sfotografować wystające z zasp kwitnące tulipany i jabłonki pokryte różowymi kwiatami i śniegowym puchem. To był naprawdę wyjątkowy widok. Nie pamiętam, aby w moim 22 letnim życiu zdarzyło się coś podobnie dziwnego.

Ogólnie długi weekend obfitował w ciekawe wydarzenia. Papież beatyfikowany, Bin Laden zabity, zima w środku maja, a na obiad pierogi z mięsem. Normalnie do tej pory nie mogę się otrząsnąć.

Jednak, by nie do końca popaść w surrealizm tego świata wyhamowuję go nieco aż nazbyt realistycznymi "Chłopami" Reymonta.
Jakoże śwarna dziaucha ze mnie, udaję się do komory zalegnąć na łożu. Bywajta!