Jak śpiewał Riedel: "Schizofrenicy otaczają mnie..." albo jakoś tak.
Wierzcie, bądź nie, ale żeby spotkać się ze schizofrenikiem wcale nie trzeba odwiedzić najbliższego zakładu psychiatrycznego. Wystarczy rozejrzeć się trochę uważniej obok nas, i proszę, oto jest. Piękny, podręcznikowy przykład człowieka, który żyje w dwóch światach jednocześnie, będąc dwoma różnymi osobami.
Jest przebiegły. Wydaje ci się, że znasz go całe życie, że wiesz jaki jest, czego się możesz po nim spodziewać. Tymczasem schizofrenik daje ci poznać tylko jedną ze swoich twarzy, drugą chowając starannie w ukryciu. Druga twarz jest zazwyczaj zupełnie odmienna, jak białe i czarne, jak cziłała i wielki groźny lew.
No więc żyjesz sobie spokojnie z takim schizofrenikiem, uznajesz go za wartościowego, dobrego człowieka, istne chodzące złoto, do momentu oczywiście, gdy (najczęściej) przypadkowo odkrywasz jego drugą twarz, jego inne wcielenie. Nadchodzi wtedy moment konfuzji, bo nie wiemy czy nadal mamy do czynienia z tą samą osobą, czy już nie.
I co, do cholery, stało się z tym miłym, porządnym człowiekiem, którego znaliśmy? Czy on w ogóle istniał? Czy był tylko maską, zakładaną na potrzebę chwili? Które 'ja' było prawdziwe? I dlaczego ludzie tak bardzo cenią udawanie przed innymi kogoś, kim nie są? Czy szczerość i prawdomówność wyszły już z mody?
Nie znam odpowiedzi na te pytania, oni zapewne też nie znają. Pozostaje mi tylko wierzyć w szczerość intencji następnego człowieka, jakiego spotkam na swojej drodze.
Albo zamknąć się w betonowym bunkrze i siedzieć tam sama do końca dni (nie powiem, żeby to nie wydawało mi się pociągającą myślą).
Ps. Z ciekawostek wyczytanych, a nie na temat: Ponad 80% kobiet przyznaje się do fantazji na temat zabicia kogoś, i tylko instynkt samozachowawczy powoduje, że na ulicach codziennie nie mamy krwawej rzeźni.
Ale mój instynkt samozachowawczy ostatnio coś szwankuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Po usłyszeniu sygnału, zostaw wiadomość.