niedziela, sierpnia 29, 2010

Wounds

Chociaż staram się przekonać samą siebie, nadal boli. Zamykam oczy, uszy i głowę, a i tak ból znajdzie sobie najmniejszą szczelinę przez którą przeciśnie się do wnętrza i znów nabroi.
Momentami wszystko wydaje się być w porządku, w końcu przecież żyję, ale to zżera mnie od środka jak najgorszy rak i nie daje spać po nocach.
Chciałabym w końcu być wolna, móc spojrzeć na to wszystko, uśmiechnąć się i pójść dalej, bez odczuwania jakiegokolwiek wpływu na moje życie. Ale podejrzewam, że tak szybko (o ile w ogóle) to nie nastąpi.

Mówi się, że czas leczy rany, ale co z tymi, którzy nie mają czasu czekać?

Jutro idę do kościoła. Pomodlę się o rozum i siłę, żebym nie pierdolnęła tym wszystkim i nie rzuciła się z urwiska.

Death Note

Gdybym w jakiś magiczny (lub raczej boski) sposób stała się posiadaczką Notatnika samej Śmierci, nie jestem pewna czy postąpiłabym tak, jak zrobił to bohater anime, które ostatnio oglądam.

Notatnik ten posiada szczególną właściwość - jeśli wpiszesz w nim imię i nazwisko konkretnej osoby, to w ciągu 40 sekund osoba ta umiera na zawał serca. Dodatkowym bonusem jest możliwość określenia i wpisania sobie sposobu, czasu, miejsca i okoliczności, w których dany człowiek ma zginąć. Fajne, prawda?
O ile bohater 'Death Note' wykorzystał ten notatnik w celu oczyszczenia świata ze zła, co niby miało być cudownym posunięciem (chociaż uważam, że to sprawa mocno dyskusyjna), tak mnie zajęło trochę czasu zanim zadecydowałam o tym, co stałoby się z notatnikiem w moich rękach.

Oczyszczenie świata ze zła, morderców, gwałcicieli i polityków wydawało się kuszącą propozycją. Ale dokonując takiego mordu nie mogłabym powiedzieć, że różnię się czymś od wyżej wymienionych. Zresztą, nie obchodzi mnie cały świat, i nie mnie jest dane grać rolę Sprawiedliwej, która dzieli ludzi na dobrych i tych, których należałoby uśmiercić przez kąpiel we wrzącym oleju.

Jest tylko jedna osoba, której imię wpisałabym do tego notatnika, i której śmierci nigdy bym nie żałowała.
Bo czasem tak jest po prostu lepiej.

Ps. I nie, M. - nie chodzi o Ciebie.

środa, sierpnia 25, 2010

quote

Zabawne, w jakich dziwnych okolicznościach mogą nas najść złote myśli.
Byłam właśnie w trakcie oglądania mojego ulubionego serialu (no dobra, to jeden z ulubionych), gdy usłyszałam z ust bohatera słowa: 'muszę starać się być najlepszym facetem na świecie, żeby (ona) nigdy nie chciała mnie zostawić'.
I zaświeciła mi się w głowie mała żaróweczka.
Głupi J.D.

Głupia ja.

wtorek, sierpnia 17, 2010

The end of chapter four

Cztery lata życia zredukowane do kaloszy, pary butów, dresów i pieszczocha.
Tyle mi pozostało po tym, co w romansach dla nastolatek nazywają miłością.
Aha, do rachunku zapomniałam dopisać złamane serce.
Ale to tak w ramach bonusu.

Wnoszę do związku z drugim człowiekiem całą siebie, daję tyle, ile tylko mogę, a na końcu zostaję z niczym. I weź tu człowieku zaryzykuj z kimś innym, spróbuj zaufać, że nie potraktuje cię tak jak poprzednio, że po raz kolejny nie wylądujesz sam, płaczący jak fontanna, samotny, wściekły na siebie i bez chęci do życia.
Nikt nigdy nie da ci gwarancji, że wyjdziesz z tego cało i o własnych siłach.

Jedyną bezpieczną opcją jest być samemu. Albo kupić sobie psa, bo tylko on może zapewnić ci wieczną, bezwarunkową miłość i na pewno nigdy cię nie zdradzi.
Chomik jest zaś rozwiązaniem dla ludzi, którzy nie lubią być w związku długofalowym. Chomiki żyją średnio 18 miesięcy, więc generalnie co dwa lata można wymieniać go na nowszy model, który zapewni nam nową rozrywkę na kolejne 18 miesięcy.

Tak czy siak, jest chujnia.
(nie ma to jak z gracją zakończyć wpis)

poniedziałek, sierpnia 16, 2010

I'm selfish, impatient and a little insecure. I make mistakes, I am out of control and at times hard to handle. But if you can't handle me with my worsts, then you sure as hell don't deserve me at my Best.

~Marilyn Monroe

niedziela, sierpnia 15, 2010

Bunt maszyn(y)

Organizm ludzki jest jak dobrze działająca, sprawna maszyna, której trybiki wirują i pracują 24 godziny na dobę, tak jak powinny.
Wystarczy jednak jedno małe poślizgnięcie, jedna rysa na szkle, jedno ziarenko piasku, aby wszystko zaczęło się sypać w drobny mak. I nie musi być to skaza fizyczna, bo bardzo często tak nie jest. 'Pęknięcie' duchowe pociąga za sobą o wiele więcej strat, bo oddziałuje na wszystkie sfery doskonałej maszyny. I tak bardzo ciężko je uleczyć, że czasem myślę, że o wiele bardziej wolałabym dać uszkodzić sobie opakowanie, niż wnętrze.

Moja rysa na szkle powoduje, że nie funkcjonuję jak do tej pory. Nie mogę jeść, nie mogę spać i, prawdę mówiąc, nie bardzo chce mi się żyć, bo każdy oddech wywołuje odruch wymiotny.
Moja doskonale działająca do tej pory maszyna buntuje się i dąży do autodestrukcji, a wszystko to spowodowane jednym, małym, nic nie znaczącym ziarenkiem piasku.
Czy jednak nic nie znaczącym? Skoro potrafi doprowadzić człowieka do obłędu, to może jednak coś znaczy...

PS. Setny post. Hurray, jak optymistycznie!

piątek, sierpnia 13, 2010

Two face

Jak śpiewał Riedel: "Schizofrenicy otaczają mnie..." albo jakoś tak.
Wierzcie, bądź nie, ale żeby spotkać się ze schizofrenikiem wcale nie trzeba odwiedzić najbliższego zakładu psychiatrycznego. Wystarczy rozejrzeć się trochę uważniej obok nas, i proszę, oto jest. Piękny, podręcznikowy przykład człowieka, który żyje w dwóch światach jednocześnie, będąc dwoma różnymi osobami.

Jest przebiegły. Wydaje ci się, że znasz go całe życie, że wiesz jaki jest, czego się możesz po nim spodziewać. Tymczasem schizofrenik daje ci poznać tylko jedną ze swoich twarzy, drugą chowając starannie w ukryciu. Druga twarz jest zazwyczaj zupełnie odmienna, jak białe i czarne, jak cziłała i wielki groźny lew.

No więc żyjesz sobie spokojnie z takim schizofrenikiem, uznajesz go za wartościowego, dobrego człowieka, istne chodzące złoto, do momentu oczywiście, gdy (najczęściej) przypadkowo odkrywasz jego drugą twarz, jego inne wcielenie. Nadchodzi wtedy moment konfuzji, bo nie wiemy czy nadal mamy do czynienia z tą samą osobą, czy już nie.
I co, do cholery, stało się z tym miłym, porządnym człowiekiem, którego znaliśmy? Czy on w ogóle istniał? Czy był tylko maską, zakładaną na potrzebę chwili? Które 'ja' było prawdziwe? I dlaczego ludzie tak bardzo cenią udawanie przed innymi kogoś, kim nie są? Czy szczerość i prawdomówność wyszły już z mody?

Nie znam odpowiedzi na te pytania, oni zapewne też nie znają. Pozostaje mi tylko wierzyć w szczerość intencji następnego człowieka, jakiego spotkam na swojej drodze.
Albo zamknąć się w betonowym bunkrze i siedzieć tam sama do końca dni (nie powiem, żeby to nie wydawało mi się pociągającą myślą).

Ps. Z ciekawostek wyczytanych, a nie na temat: Ponad 80% kobiet przyznaje się do fantazji na temat zabicia kogoś, i tylko instynkt samozachowawczy powoduje, że na ulicach codziennie nie mamy krwawej rzeźni.

Ale mój instynkt samozachowawczy ostatnio coś szwankuje.

wtorek, sierpnia 10, 2010

Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia

... a w tle grał jedynie kawałek Mikromusic - Brak mi już słów

Mój terapeuta kazał mi zapisywać uczucia, bo tak łatwiej je okiełznać.
Pieprzyć go, nie wie co mówi.
Bo tego, co dziś czuję, nie da się nawet zapisać...

piątek, sierpnia 06, 2010

Z najnowszych badań wynika, że...

Papużki nierozłączki wcale nie są nierozłączne.
Oraz: jeśli coś zaczyna się pierdolić, to na pewno spierdoli się dokumentnie i na amen, nie ma siły.

Dziękuję za uwagę.
Sponsorem dzisiejszego programu była literka A ( A, jak amnezja, o której marzę)