Jak to czasem w życiu bywa, coś lubi się dokumentnie spieprzyć.
Ale po kolei.
Miał być: romantyczny wieczór we dwójkę, leżenie przy kominku, picie wina.
Było: przytrzaśnięcie palców drzwiami od samochodu, dużo krwi, wizyta na pogotowiu, dwa szwy i ogromny ból.
Trochę minęło się to z naszym celem, nieprawdaż?;)
W każdym razie dzieci, pamiętajcie o dokładnym zabieraniu łapsk przy zamykaniu drzwi samochodu, bo skończycie jak ja - z wielkim, pulsującym wściekle tępym bólem palcem i szwami, które być może sprawią, że kiedyś jeszcze będę mogła sobie ten paznokieć pomalować lakierem.
Nic więcej nie napiszę, bo Czerwony Maniek (jak go nazwałam) piłuje mnie jak oszalały i w żaden sposób nie chce się uspokoić (nie działają na dziada nawet najsilniejsze prochy przeciwbólowe).
Ps. Na chwilę obecną, mam perwersyjną przyjemność z wyobrażania sobie, że CM zostaje odgryziony przez owczarka alzackiego, lub odcięty przez podrzędnego magika na występie w świetlicy w Pogwizdówku Dolnym.
Czy to normalne?
niedziela, listopada 29, 2009
niedziela, listopada 15, 2009
Powiew lata w zimie
Ostatnie kilka dni było niespodziewanie ciepłe i przyjemne, jak na tę porę roku. Mój organizm jest skołowaciały, nie bardzo wie co robić, ponieważ temperatury zmieniają się jak w ciągu dnia na pustyni. W myślach widzę komórki tłuszczu w moim organizmie, które biegają w jedną i w drugą stronę, nie bardzo wiedząc co mają ze sobą zrobić ("Chłopaki, jest ciepło, magazynujemy się na brzuchu!" a za chwilę - "Wracać, wracać, znowu zima, potrzebna jest energia!").
Wracając jednak od tej dygresji, niewątpliwie spowodowanej oglądaniem w dzieciństwie serii "Było sobie życie", muszę przyznać, że to słońce i całkiem niezła temperatura przywróciły mi radość życia, przynajmniej na chwilę.
Siedząc teraz w ciepłym szlafroku i popijając herbatkę miło jest mi wspomnieć piękny dzień, który przeżyłam w tym tygodniu. Byłam na dwugodzinnej konnej wyprawie do lasu. Dawno nie było tam tak pięknie! Słońce prześwietlało przez przerzedzone już korony drzew, mieniąc się różnymi odcieniami żółci, brązu, pomarańczu i czerwieni. Zapach zbutwiałych liści i żołędzi miło drażnił nozdrza, a ciepłe powietrze rozwiewało włosy. Sceneria była wprost wymarzona do dzikich galopów pomiędzy drzewami, jednak trzeba było uważać, by w tym wszystkim nie stracić głowy (i to dosłownie, jeśli nie zdążyło się w porę uchylić przed wielką gałęzią na wysokości twarzy)i cało powrócić do domu. Gonitwy po łąkach porośniętych pożółkłą wysoką trawą, ściganie się z sarnami, dyskusje na tematy różne i różniste złożyły się na bardzo miłe przed i po południe, które, mam nadzieję, niedługo się powtórzy;)
Także moi mili, korzystajcie z lata, które powróciło do nas tak nieoczekiwanie ;)
Wracając jednak od tej dygresji, niewątpliwie spowodowanej oglądaniem w dzieciństwie serii "Było sobie życie", muszę przyznać, że to słońce i całkiem niezła temperatura przywróciły mi radość życia, przynajmniej na chwilę.
Siedząc teraz w ciepłym szlafroku i popijając herbatkę miło jest mi wspomnieć piękny dzień, który przeżyłam w tym tygodniu. Byłam na dwugodzinnej konnej wyprawie do lasu. Dawno nie było tam tak pięknie! Słońce prześwietlało przez przerzedzone już korony drzew, mieniąc się różnymi odcieniami żółci, brązu, pomarańczu i czerwieni. Zapach zbutwiałych liści i żołędzi miło drażnił nozdrza, a ciepłe powietrze rozwiewało włosy. Sceneria była wprost wymarzona do dzikich galopów pomiędzy drzewami, jednak trzeba było uważać, by w tym wszystkim nie stracić głowy (i to dosłownie, jeśli nie zdążyło się w porę uchylić przed wielką gałęzią na wysokości twarzy)i cało powrócić do domu. Gonitwy po łąkach porośniętych pożółkłą wysoką trawą, ściganie się z sarnami, dyskusje na tematy różne i różniste złożyły się na bardzo miłe przed i po południe, które, mam nadzieję, niedługo się powtórzy;)
Także moi mili, korzystajcie z lata, które powróciło do nas tak nieoczekiwanie ;)
poniedziałek, listopada 09, 2009
Konie. Również te mechaniczne.
Ostatni weekend miałam przyjemność spędzić w bardzo miły sposób. Zaczęło się od sobotniego Hubertusa świętowanego w mojej stadninie. (Dla niewtajemniczonych: Hubertus to święto myśliwych i jeźdźców obchodzone w listopadzie; tradycyjnie częścią imprezy jest tzw. pogoń za lisem - czyli jeden uczestnik gonitwy ma przypięty do ubrania lisi ogon, a reszta stara się go dopaść. Oczywiście na koniach). Była fajna zabawa, ognisko, mnóstwo pysznego jedzenia, fajna ekipa, no i oczywiście gitara i głos Pana Trenera, umilające nam ten miły wieczór ;) Słowem - było świetnie!
W niedzielę zaś byliśmy kibicować M. i K. w ich rajdowej jeździe na KJS (Dla niewtajemniczonych: KJS: impreza samochodowa o charakterze otwartym, gdzie kierowcy mają trasy dojazdowe i próby czasowe). M. był pilotem (z czego nie był do końca zadowolony), a K. kierowcą. Całkiem dobrze szło im latanie seryjną Fiestą, która jeszcze dzień przed zawodami była niesprawna ;p
Prawdopodobnie w niedługim czasie sama zostanę pilotem rajdowym, nie wiem tylko jak przezwyciężę chęć rzygania podczas niepatrzenia na drogę (bo przecież pilot ma ciągle nos w mapie) oraz jak poradzę sobie z moją super orientacją w terenie ;)
No, ale czas pokaże, może okażę się pilotem marzeń?
W niedzielę zaś byliśmy kibicować M. i K. w ich rajdowej jeździe na KJS (Dla niewtajemniczonych: KJS: impreza samochodowa o charakterze otwartym, gdzie kierowcy mają trasy dojazdowe i próby czasowe). M. był pilotem (z czego nie był do końca zadowolony), a K. kierowcą. Całkiem dobrze szło im latanie seryjną Fiestą, która jeszcze dzień przed zawodami była niesprawna ;p
Prawdopodobnie w niedługim czasie sama zostanę pilotem rajdowym, nie wiem tylko jak przezwyciężę chęć rzygania podczas niepatrzenia na drogę (bo przecież pilot ma ciągle nos w mapie) oraz jak poradzę sobie z moją super orientacją w terenie ;)
No, ale czas pokaże, może okażę się pilotem marzeń?
Subskrybuj:
Posty (Atom)