Kolejny piątek trzynastego w moim życiu. Nic spektakularnego jak na razie. Nikt mnie nie zabił, nie spadłam z drabiny, nie wdepnęłam w nic paskudnego, nie złamałam nogi. Jedynie w ramach zaskoczenia pada sobie śnieg (Tak, wiem, jest styczeń!). Piątek trzynastego jest jak każdy piątek, a mimo to zawsze jakoś myślę o nim cieplej. Ja wiem, że Ty wiesz, że wiemy oboje, że chodzi o Ciebie.
Od tamtej pory wiele zmieniło się w moim życiu i we mnie. Czy na dobre? Czy na złe? Trudno mi teraz znaleźć na to odpowiedź, gdy siedzę w tej sytuacji zagrzebana aż po uszy. Może za, dajmy na to, 50 lat będę w stanie spojrzeć na ten czas i jakoś obiektywniej go ocenić, ale na razie jest to niemożliwe. W każdym razie, piątek trzynastego namieszał w moim życiu, bez niego nie byłabym dziś tym, kim jestem. Może nie jestem z tego w stu procentach zadowolona, bo życie nie układa mi się jak księżniczce w disneyowskiej bajce, ale do cholery, nie jest źle.
Chyba, że to właśnie taka powolna klątwa piątku trzynastego... Namieszać we łbie, sprawić, że zatraci realne postrzeganie rzeczywistości, swoją osobowość, zacznie wariować i w końcu wyląduje w zakładzie dla obłąkanych? A wszystko to pięknie rozłożone w czasie, żeby nikt nie spostrzegł jak jad powoli sączy się do organizmu i w ciągu lat zamienia go w śliniącego się, tłukącego łbem o ścianę zombie?
Who knows?
Naświetlisz sytuację? :>
OdpowiedzUsuńCo tu do naświetlania? Ot, życie. ;)
OdpowiedzUsuń