Czy pięć lat to dużo? Zależy, z której strony patrzysz. Gdyby w pewien słoneczny piątek trzynastego 2008 roku ktoś powiedział mi, że następne 5 lat spędzę w towarzystwie tego jednego faceta - pewnie bym nie uwierzyła. Bo pięć lat to kupa czasu.
A teraz, gdy myślę o sobie sprzed 5 lat i porównuję z dzisiejszą mną, wiem, że nie zmieniło się aż tak wiele.
Gdybym miała zrobić bilans rzeczy, które stały się od tego czasu wyglądałoby to mniej więcej tak:
Przeszłam drogę od włosów do pasa, poprzez krótkie do brody po znów długie; zrobiłam sobie tatuaż; nauczyłam się jeździć na nartach i motocyklu; zrobiłam prawo jazdy; byłam we Włoszech, Austrii, Niemczech, Słowacji, Czechach (milion razy), dwukrotnie w Chorwacji, nad morzem i w górach; wylałam po wiadrze łez - jedno ze smutku, drugie z radości; straciłam dwa zęby; dwa razy wylądowałam w szpitalu; byłam na 8 koncertach ukochanych zespołów; dziesiątkach imprez i zawodów motocyklowych zarówno w Polsce, jak i w Europie; zdałam maturę i dostałam dyplom na studiach; straciłam i zyskałam wielu znajomych; niezliczoną ilość razy spadłam z konia; dwukrotnie zajęłam trzecie miejsce w zawodach jeździeckich; rozbiłam samochód; dwa razy miałam stypendium naukowe na uczelni; przeczytałam setki książek, obejrzałam setki filmów i seriali; uczyłam się francuskiego; zafarbowałam włosy na zielono i milion innych rzeczy, których przypominanie i wypisywanie zajęłoby mi tu pewnie sporo czasu.
Sęk w tym, że gdzieś w tym wszystkim jesteś też Ty, dokładający się do tych sytuacji, miejsc, rzeczy. Przez 5 lat dzieliłam z Tobą radości i, niestety, smutki mojego życia. Sam też wiele z nich powodowałeś, czego z pamięci wymazać się nie da. Były wzloty i upadki, uśmiech i łzy, złość, przytulanie, czułe słówka i przekleństwa pod nosem. Były motyle w brzuchu, ale także zimna kula frustracji, złości i stresu zalegająca w żołądku. Były noce, podczas których leżąc w Twoich ramionach czułam się najbezpieczniejszym człowiekiem na Ziemi, były też takie, które nie dawały mi spać z powodu pesymistycznych myśli toczących moją głowę. Te 5 lat to sinusoida, wykres naszych wzlotów i upadków jako pary. I, jeśli mam być szczera, ilość upadków przewyższyła chyba czasem ilość wzlotów, których doświadczyliśmy.
Po co piszę to wszystko? Bo zastanawiam się, co będzie za kolejne pięć lat. Gdzie, z kim będę, jak potoczy się moje i Twoje życie. Czy będziemy razem? Kto to wie. Kto pięć lat temu przypuszczałby, że będziemy ze sobą tak długo?
Gdyby w pewien słoneczny czwartek trzynastego 2011 roku ktoś powiedział mi, że następne 5 lat spędzę w towarzystwie tego jednego faceta - pewnie bym nie uwierzyła.
Happy anniversary?
OdpowiedzUsuńO wiele ładniej tu teraz. ;]