W pewnym sensie, jestem w miejscu, które mogę nazwać nowym.
Czuję się tak, jak kiedyś, ale inaczej.
Nie poszłam na studia, nie mam pracy, jestem w domu z rodzicami. Czy jest mi źle? Hm, nie. Lubię mój dom i rodzinę, dobrze się tu czuję. Permanentne wakacje. Kłopot zaczyna się w momencie finansowym. Nie, rodzice nie każą mi płacić za swój pobyt w domu, ale bez własnych funduszy czuję się jak w dzieciństwie, kiedy o każdą, najgłupszą zachciewajkę musiałam prosić rodziców. I to mi przeszkadza. Fakt, że powinnam w końcu dorosnąć i opuścić rodzinne gniazdo, żeby żyć własnym życiem i tworzyć swój własny dom jednocześnie przeraża mnie i fascynuje. Chcę tego, ale jak na razie nic się na to nie zanosi. A może po prostu za mało tego chcę?
Decydując się na taki obrót spraw, tłumaczyłam, że to tylko przejściowe, to czas, który daję sobie na poszukanie własnej drogi. Ale jej nie szukam, a czas mija. A jeśli zaraz znów będzie październik? Nie jestem ani o krok bliżej odnalezienia wyjścia, sposobu na życie, swojego miejsca w świecie. A może się czepiam, bo jest za wcześnie? Dam sobie czas.
Na dorośnięcie.
P.S. Fakt, że wyglądam jak chomik wcale nie pomaga mi poczuć się dobrze i pozytywnie myśleć o przyszłości. W tej chwili chcę jedynie, żeby zeszła mi opuchlizna z twarzy i żeby już nigdy w życiu nie iść do dentysty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Po usłyszeniu sygnału, zostaw wiadomość.