piątek, września 09, 2011

Dead inside

Nie chce mi się żyć, oddychać, mrugać oczami. Mam ochotę zasnąć na wieki. Mam odruch wymiotny na wszystko, mdłości. Smutek nie opuszcza mnie ani na chwilę. Nie mam siły, żeby się uśmiechnąć, moja twarz zastyga w pozycji "jak najmniej ruchu". Na nic nie mam ochoty, a przebywanie z innymi ludźmi powoduje we mnie frustrację.
Dalibyście wiarę, że to jest spowodowane odstawieniem węglowodanów i witamin, a nie depresją?
Ja też nie.

Uwielbiam jeść, jedzenie jest dla mnie przyjemnością. Lubię gotować, wymyślać nowe rzeczy, łączyć smaki. Uwielbiam próbować nowych potraw, ulepszać stare przepisy. Chodząc na zakupy spożywcze czuję się euforycznie. Tyle możliwości, tyle smaków.
I wcale nie przepadam za słodyczami. Rzadko zdarza mi się zjeść czekoladę, czekoladki (fuj), czy inne cukierki. O wiele bardziej przepadam za ciastami, głównie lekkimi, z owocami. Mogę zjeść wiadro jabłek, brzoskwiń, melonów, czy mango i to sprawia mi przyjemność porównywalną z zakupem uroczego szczeniaczka.

Fakt, że tym, czym ostatnio się żywię jest głównie kurczak, chudy biały ser i jajka powoduje we mnie taki smutek i bezsilność, że nie wiem czy będę mieć siłę, by dokończyć tego posta. Ja nie wiem jak ludzie na diecie dają sobie radę. Nie wiem, jak potrafią zrzucić 20 kilo jedząc samo białko. Jak z tym wytrzymują? Przecież to jak samobójstwo.
Moja produkcja endorfin i energii ustała na poziomie zero i jedyne na co mam ochotę to sen.
Czy warto się tak męczyć dla zrzucenia kilku kilogramów?

Nie wiem. Może jutro będzie lepiej?

A może zjem coś słodkiego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Po usłyszeniu sygnału, zostaw wiadomość.