piątek, kwietnia 22, 2011

It's growing inside me

Fuck you, fuck you, fuck you.
Czasem mam ochotę włożyć Ci rękę do gardła i przez nie wyrwać tętniące jeszcze, gorące serce. Rzucić je na ziemię i rozdeptać butem jak obrzydliwego karalucha. Bo czasem na to zasługujesz.

Gdzieś przeczytałam jednak, że nie warto wkurwiać się tymi wszystkimi pojebanymi ludźmi, bo oni i tak umrą. Well.

Więc już uspokojona wracam do jednorożców i waty cukrowej, cekinów, konfetti i zasłonek z różowymi piórkami.
Jest milutko, uroczo, słodko i cudownie.

Do czasu aż znów mnie czymś wkurwisz,a chyba masz do tego niebywały talent.

poniedziałek, kwietnia 11, 2011

Bonobono

Sobotni koncert Bonobo we Wrocławiu był mistrzowski. Tak świetny, że nie chciało się opuszczać klubu, licząc na to, że może zespół pomyli się i zagra jeszcze raz. Boskie kawałki w cudownej aranżacji. Elektroniczne downtempo z gitarami, saksofonem, fortepianem, fletem, perkusją i eterycznym kobiecym wokalem to jest coś, co mnie kręci.

Nie jestem mistrzem w pisaniu recenzji, a tego, co się tam działo nie umiem opisać słowami. Po prostu poezja.
I wszyscy ci, którzy zrezygnowali z kupna biletu na rzecz zakupów w Factory - shame on you! Żałujcie, że was nie było, bo przegapiliście kawał grubego koncertu ;)

P.S. Aha, gdyby ktoś pytał - odstraszanie gołębi za pomocą symulacji odgłosów jastrzębia NIE DZIAŁA.
Dziękuję za uwagę.