poniedziałek, czerwca 15, 2009

Ho, ho holidays!

Dziś około godziny 11:15 oficjalnie zakończyłam sesję i rozpoczęłam wakacje. Co prawda wyników egzaminu jeszcze nie znam, ale czuję w kościach, że jakoś się uda;)
W każdym razie cieszę się, że to już koniec, teraz nareszcie będę mogła się zrelaksować i wyleniuchować za wsze czasy;)

I żeby wprowadzić się w wakacyjny nastrój słucham Jamiroquai - Seven Days In Sunny June (genialny teledysk!) :)

wtorek, czerwca 09, 2009

Wino, kobiety, śpiew i rytualne palenie notatek z gramatyki opisowej.

Tytuł mówi sam za siebie.
Jeszcze tylko jeden egzamin i jestem wolna!
A tymczasem, pełen relaks ;)

niedziela, czerwca 07, 2009

Wyznania zmęczonej studentki

Ja naprawdę nie chcę być marudna, ale... mogłyby być już wakacje:)
Marzę o spaniu do dwunastej, o leniwych śniadaniach, o zapachu i cieple wakacyjnego słońca, o słodkim nicnierobieniu i spotykaniu się z M. kiedy tylko zechcę.
Ten rok dał mi w kość jak jeszcze żaden inny.Całe te studia, nowa sytuacja, mnóstwo nauki i nowe dziwne obowiązki, dojeżdżanie co dzień i zwykłe, domowe frustracje sprawiły, że nigdy jeszcze tak bardzo nie potrzebowałam odpoczynku.
Ale oprócz zwykłego leniwienia się mam w planie spędzić te wakacje w miarę aktywnie, m.in. pojechać z M. w parę ciekawych miejsc, nauczyć się szyć na maszynie, potrenować kaskaderkę w jeździectwie, skoczyć na bungee i zrobić sobie tatuaż ;) Oczywiście, żeby spełnić to wszystko będę musiała oddać nerkę (co najmniej!), ale myślę, że jakoś to zniosę.
W końcu na co komu dwie nerki?

środa, czerwca 03, 2009

Dziwny jest ten świat...

Przeczytałam ostatnio artykuł o anoreksji i anorektyczkach. Niby temat oklepany, ale poruszyło mnie to, co ostatnio dzieje się w tej materii. Młode dziewczyny z anoreksji zrobiły modę, a same grupują się w sekty, piszą pro-ana blogi, wspierają się we wspólnym rzyganiu i braniu środków przeczyszczających. Codziennie przechwalają się jedna przez drugą, która to zjadła mniej kalorii i ile razy wymiotowała.
Anorektyczki i zwolenniczki anoreksji, nazywające siebie 'motylkami' (wywnioskowałam, że chodzi tu o to, że najpierw są grubymi, tłustymi poczwarkami, a chcą dążyć do bycia pięknym szkieletem motyla) mają dziesiątki blogów, na których listę natrafiłam kilka dni temu. Weszłam na kilka z nich i złapałam się za głowę. Dziewczyny piszą, że głodują, żeby być perfekcyjne, i że głód sprawia, że są silniejsze. Płaczą, jeśli któraś z nich ma chwilę słabości i zje więcej niż 400 kc dziennie, katują się prochami, tną się jeśli zjedzą kostkę czekolady... Zastanawiam się, po pierwsze, gdzie do cholery są rodzice tych dziewczyn i dlaczego pozwalają im na niszczenie siebie, a po drugie, jak bezdennie głupim trzeba być, żeby postępować tak jak one?
Najśmieszniejsze jest, że 'motylki' zżymają się na ludzi, którzy mówią im, że to, co robią jest chorobą, że od tego się umiera, że zamieniają się w szkielety. W odpowiedzi na jedno takie stwierdzenie, pani pro-ana powiedziała, że ta osoba sama jest chora, bo bycie grubym (czyli waga powyżej 50kg) jest chorobą. W takim razie jestem chora i dobrze mi z tym;)
Nie wiem skąd biorą się takie psychozy, bo wytłumaczenie, że kult modelek i propaganda telewizji wywierają taki wpływ na nastolatki mi osobiście nie wystarcza. Sama jestem dziewczyną, mam do czynienia z telewizją, gazetami, nawet damskimi pismami, a jestem przecież normalna. Oczywiście, czasem lubię pomarudzić, że wolałabym mieć dłuższe nogi i mniej sadełka, ale tak naprawdę akceptuję siebie i nie miałabym ochoty zamienić się w żywy szkielet. Poza tym, za bardzo kocham jedzenie, żeby go sobie odmawiać ;).
Niemniej jednak uważam, że tematu anoreksji nie powinno się pozostawiać samemu sobie. Rozumiem, że blogowanie to rzecz prywatna, ale te anorektyczne blogi, które wywierają negatywny wpływ na młode dziewczyny, powinny być pod jakąś kontrolą. Inaczej niedługo, całe nasze społeczeństwo zamieni się w te cholerne motyle, przestaną produkować ciuchy w rozmiarze 38 i będę musiała chodzić tylko w bikini!
Chociaż...może to nie byłoby takie złe? ;)

poniedziałek, czerwca 01, 2009

Kiedy byłam małym chłopcem...

Dzieckiem jestem i nic, co dziecinne nie jest mi obce.
Tak, jestem dzieckiem, zawsze byłam i będę. Tak jak Piotruś Pan nigdy nie dorosnę i będę walczyć z hakorękimi piratami.
Mam tę zaletę (a może to raczej wada?), że wszyscy mówią mi, że wyglądam na 16 lat. To było fajne jak się miało 15, ale jak ma się 20? No cóż, przynajmniej nie zestarzeję się tak szybko i botoks będę sobie wstrzykiwać dopiero koło siedemdziesiątki.
W każdym razie, jestem dzieckiem, czuję się nim, lubię lody, kucyki i łażenie po drzewach. Swoje dzieciństwo wspominam jako najwspanialszy okres w moim życiu, naprawdę nic go nie przebije (i niech ugryzą się ci, którzy mówili mi, że najlepszy czas jest na studiach;)) i z chęcią powróciłabym do tej totalnej beztroski.
Teraz obchodzę sobie swój Dzień Dziecka ucząc się do zaliczenia z łaciny - wiem, nie jest to wymarzony sposób spędzania czasu w taki dzień jak ten, ale cóż, trzeba zachowywać się jak dorosły człowiek...dorosły człowiek! A teraz będę grzeczną dziewczynką, odłożę zabawki i pójdę się pouczyć;)


I bonus w postaci mojego dzieckowego zdjęcia.
Ps. Ja to ta z tyłu.