wtorek, czerwca 15, 2010

Zryw

Dawno tu nie pisałam. Wielokrotnie miałam już zrywy, żeby siadać do klawiatury i coś tu napisać, bo wynikało to z potrzeby chwili. W momencie kiedy otwierałam tę stronę ochota mi przechodziła. Nie, problem nie znikał, po prostu przestało mi się chcieć ubierać to w słowa, nie wiem. Może doszłam do wniosku, że zapisanie tego wcale nie rozwiąże problemu, ani nie przyniesie ulgi.
Kiedyś wierzono, że słowa zapisane na papierze mają wielką moc, większą niż to, co się powie. Że mają one siłę sprawczą, magiczną, niezwykłą. Gówno prawda. Poprzez napisanie tego i wielu innych postów moje życie wcale magicznie się nie odmieniło, rzekłabym nawet, że pozostało w tej samej pozycji, co przed naciśnięciem tych kilku klawiszy na klawiaturze.
Bo co z tego, że wywalę tu swoje żale i przemyślenia - czy to sprawi, że wszystko rozwiąże się samo? Nie. Czy to przyniesie ulgę? Nie.
To sposób na zabicie czasu, na odsunięcie na chwilę złych myśli po to, by za chwilę do wszystkiego powrócić na nowo.
Sensownym rozwiązaniem wydaje się wtedy pisanie na okrągło, 24 godziny na dobę, całe życie aż do śmierci, żeby nie mieć chwili wrócić do prozy codzienności.
Ale to tak samo rzeczywiste jak pierdolony kaktus na mojej pierdolonej dłoni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Po usłyszeniu sygnału, zostaw wiadomość.