poniedziałek, lipca 13, 2009

Do you want to feel like crap? Visit state hospital today! :)

Ostatnio miałam nieprzyjemność przebywania w szpitalu publicznym i jednego jestem pewna - następnym razem, choćbym broczyła krwią z głowy, każę się dobić w domu, bo nie chciałabym powtórzyć tej wizyty.
Pewnie jest to temat oklepany, bo nawet najmłodsze przedszkolaki zdają sobie sprawę ze stanu polskiej służby zdrowia, ALE mimo wszystko człowiek musi przekonać się na własnej skórze, żeby całkowicie uwierzyć.
Była to moja pierwsza wizyta w szpitalu (nie licząc przyjścia na świat) i myślałam, że może jednak te pogłoski, które o nim krążą są fałszywe. Myliłam się jednak okrutnie, co uświadomiono mi zaraz po przekroczeniu progu tego magicznego miejsca. Żeby jednak nie przedłużać, w skrócie streszczę co nastąpiło.
Pan Doktor Wielki Władca Wszechświata uznał za stosowne, by nie udzielać szybkiej i nagłej pomocy swojej pacjentce, u której być może w tym momencie następował krwotok mózgu, lecz przez bite piętnaście minut, razem z suczą starą pielęgniarką robił wykład na temat bezpieczeństwa, braku wyobraźni, nieodpowiedzialności rodziców, tego, że w życiu już naoglądał się ludzi-roślinek i, że mogłam to być właśnie ja. Sęk w tym, że nie byłam, ale on nie śmiał tego zauważyć. Zostałam potraktowana jak 13letnia gówniara, która nie ma własnego rozumu, łamie prawo, i, Bóg jeden wie, czy czasem nie molestuje dzieci. Gdy skończył, bo najwyraźniej zabrakło mu argumentów, raczył mnie zbadać i przyjąć na oddział pod obserwację. W tak zwanym międzyczasie pani Cud Miód Pielęgniarka podczas pobierania mi krwi powiedziała, że ona wcale nie jest taka głupia, i że słyszy ten sarkazm w moim głosie. Dzięki Bogu, pomyślałam sobie, czegoś ich w tych szkołach nauczyli!
Generalnie wszyscy w tym szpitalu potraktowali mnie jak ostatniego śmiecia, od lekarza, ordynatora, pielęgniarki, na pani od rentgena kończąc. Na szczęście całe to gówno zakończyło się w miarę szybko i nie musiałam uciekać przez okno zwieszając się na linie zrobionej z koców i prześcieradeł.
Teraz, gdy tworzę tego posta, drugą ręką własną krwią zapisuję, że już nigdy nie pójdę do szpitala publicznego. Nigdy.
No, chyba, że będzie zbliżał się koniec świata, a ja będę chciała wyrównać stare porachunki... ;)

czwartek, lipca 02, 2009

Tropicana

Jest gorąco i lepko. Nie ma znaczenia czy masz na sobie zgrzebne płótno czy też bikini, po trzech minutach jesteś mokry jakbyś żył w tropikalnym lesie. W sumie fajnie, zawsze chciałam zwiedzić dżunglę i poczuć jak to jest, gdy wilgotność jest tak wielka, że aż ciężko oddychać. No i mam. Mam swoją własną Kotlinę Kongo, tu, na Dolnym Śląsku. Brakuje tylko tej osobliwej równikowej flory, ale myślę, że jeśli taka pogoda utrzyma się dłużej to zamiast kaktusa na dłoni wyrośnie mi orchidea albo inna paproć drzewiasta. Co do fauny, to na każdym kroku można natknąć się na jakiegoś mniej lub bardziej owłosionego goryla, zobaczyć brudną dziką świnię, czy zostać upolowanym przez lamparta (a ostatnio nawet i pumę!). Także tropiki pełną gębą, mili państwo, brać i korzystać! Nie ma sensu jechać do Afryki, bo Afryka przybyła do nas ;)
Jeszcze trochę tego deszczu, a zacznę uprawiać ryż na tarasie ;)